Po deregulacji prawnicy powinni pogodzić się z tym, że praktyka prawa niekoniecznie będzie prowadzić do zamożności a prawnik nie zawsze musi być “kimś”. I nie ma w tym nic złego!
Wróciłem do Polski kilka dni temu i każdego dnia ktoś dostarcza mi rozrywki. Wczoraj ‘ustawa śmieciowa’, a dziś kolejny krytyk ‘pauperyzacji’ zawodów prawniczych w wyniku deregulacji (‘Gowinizacji’) - Artur Sikorski.
W swoim tekście na NaTemat Krytyk lamentuje, że deregulacja choć słuszna jako idea powinna była ominąć prawników (każda grupa chroniona twierdzi, że deregulacja powinna ominąć akurat ich). Zaraz potem dodaje: “Każdy ma prawo do pracy, ale nie każdy będzie miał pracę z prawem - to smutne dla młodych prawników.”
Jeden z bohaterów szekspirowskiego “Henryka VI” nawoływał: “Na początek zabijmy wszystkich prawników”. Nie ma potrzeby zabijać prawników, ani nawet “zabijać” korporacji adwokatów i radców prawnych. Wystarczy odebrać im prawne przywileje do reprezentowania klientów przed sądami. Korporacje na pewno sobie świetnie poradzą w nowej wolnorynkowej rzeczywistości, w końcu jak powszechnie wiadomo są gwarantami jakości usług prawnych świadczonych przez swoich członków.
Jak podaje Wikipedia “Insider trading (lub insider dealing) to transakcje akcjami danej spółki akcyjnej dokonywane przez osoby mające dostęp do informacji niejawnych dotyczących tej spółki”. Jest to oczywiście czyn zabroniony prawdopodobnie w całym cywilizowanym świecie, co oznacza niechybnie, że każdy kto się dopuszcza “insider trading” reprezentuje zło wcielone i nie zasługuje by uczciwy człowiek podał mu rękę na ulicy. Czy tak jest rzeczywiście osądźcie sami po przeczytaniu 15 mitów o “insider trading” autorstwa prof. Henry G. Manne’a [Źródło: Truth on the Market] - poniżej tłumaczenie najciekawszych moim zdaniem.