Ekonomiczny model sądów bożych
Peter Leeson, ekonomista z University of Chicago, autor wielu pasjonujących publikacji z zakresu ekonomicznej analizy prawa (w szczególności - serii artykułów i książki nt. XVII-XVIII-wiecznych piratów) opublikował ostatnio bardzo ciekawy tekst o średniowiecznych europejskich ordaliach (sądach bożych) pt. “Ordeals” (PDF).
Próby żelaza (oskarżony trzyma w ręce rozgrzane żelazo, po trzech dniach sprawdza się stan jego obrażeń - jeśli spełniają pewien standard czystości, jest niewinny), wody ciepłej (podobnie jak w próbie żelaza) i zimnej (sprawdza się, czy oskarżony tonie, jeśli tak - jest niewinny) kojarzą się nam zwykle ze ślepym przesądem i bezsensownym okrucieństwem średniowiecznego prawa karnego. Leeson proponuje alternatywne wyjaśnienie, formułując i uzasadniając dwa modele.
Pierwszy równowagowy model zakłada, że oskarżony jest silnie przekonany o tym, że Bóg zapewni ujawnienie prawdy poprzez ordalia (silne oddziaływanie przesądu). Jeśli jest winny, w każdym przypadku odmówi poddania się sądowi bożemu (co może oznaczać niższą karę niż dotkliwość próby żelaza plus kara za udowodnione w ten sposób przestępstwo). Jeśli jest niewinny, zawsze podda się dobrowolnie sądowi bożemu. Widząc tę dobrowolność, przeprowadzający ordalia księża, słusznie wnioskują, że oskarżony jest niewinny. Organizują więc próbę w taki sposób, żeby wykazała niewinność. W stanie równowagi, wyniki ordaliów zawsze wspierają przesąd, który czyni je efektywnymi (oszustwo księży nie wychodzi na jaw).
Sceptycyzm oskarżonych, księży i społeczności wobec ordaliów wymaga modyfikacji powyższego modelu. Żeby uniknąć negatywnych konsekwencji puszczania wolno wszystkich poddanych próbie, w nowym modelu księża muszą zapewnić, że pewna liczba osób zostanie skazana (zwiększają prawdopodobieństwo niepowodzenia strategii winnej osoby chcącej się “wywinąć” poprzez sąd boży). Księża biorą więc pod uwagę siłę przesądu w społeczności oraz konieczność zachowania odpowiedniego poziomu odstraszania.
Im słabsza wiara społeczności w przesąd, tym więcej poddanych próbie trzeba skazać (i odwrotnie - im mocniejsza wiara, tym mniej trzeba ich skazać). Wraz ze spadkiem tej wiary, ordalia stają się narzędziem bardziej kosztownym. Dlatego ważne było zapewnienie religijnej, niemal sakramentalnej, oprawy sądów bożych. Istotne było również, że każdy rodzaj próby miał teologiczne uzasadnienie, co sprawiało, że nie były one postrzegane jako arbitralne.
Leeson formułuje kilka hipotez, które konfrontuje z wiedzą historyczną. Pierwsza z nich mówi, że większość poddanych ordaliom jest uniewinniana. Historycy potwierdzają tę predykcję wskazując m.in., że gorące żelazo prawie nigdy nie powodowało obrażeń (oczywiście nie jest to efekt cudu, lecz świadomego działania księży), a mężczyźni znacznie częściej poddawani byli próbie zimnej wody niż kobiety (mężczyźni prawie zawsze toną, kobiety są lżejsze i zarazem mniej “topliwe”). Druga hipoteza mówi, że osoby niewierzące nie będą poddawane sądom bożym. I faktycznie, największa grupa nie-chrześcijan - żydzi - nie mogli zastosować tego środka dowodowego.
Zgodnie z trzecią hipotezą ordalia przestają być stosowane, gdy tracą poparcie kleru. Według Leesona, gdy Kościół katolicki wycofał swoje poparcie dla sądów bożych, w Anglii zastąpione zostały one przez sąd przysięgłych (jury), a na kontynencie zastąpił je proces inkwizycyjny.
Leeson konkluduje, że przesądy i inne błędne wierzenia mogą być korzystne dla społeczeństwa, gdyż sam fakt wiary w nie pozwala na ich efektywne wykorzystanie do rozwiązywania różnorodnych problemów. Tak więc, gdyby podobny zestaw przesądów był powszechny w dzisiejszych czasach, korzystne i uzasadnione wydawałoby się przywrócenie sądów bożych.
Jak pisze Leeson, społeczeństwo, które nie wierzy, że niewidzialna, wszechmocna i wszechwiedząca istota regularnie ingeruje w ludzkie sprawy, by zapewnić pewną kosmiczną sprawiedliwość, będzie musiało poświęcić więcej zasobów na zwalczanie i zapobieganie przestępstwom niż społeczeństwo, w którym każdy w taką istotę wierzy mocno. Przesądne społeczeństwo radzi sobie w tym względzie lepiej niż społeczeństwo naukowe - podsumowuje Leeson.