O ubezpieczeniu od powodzi raz jeszcze

W jednym z komentarzy do mojego tekstu o powodzi (“Trzeba się było ubezpieczyć”) czytelnik 2young2bslow zasugerował artykuł “Neglecting Disaster: Why Don’t People Insure Against Large Losses?” H. Kunreuthera i M. Pauly’ego (obaj z University of Pennsylvania) jako uzupełnienie tematyki ubezpieczeń od katastrof. Poniżej chciałbym przedstawić podstawową tezę autorów.

Autorzy dowodzą, że pomimo ogromnych szkód wyrządzanych przez pewne wydarzenia, różnica w oczekiwanej (postrzeganej) ex ante użyteczności ubezpieczenia i jego braku może być mała, jeśli pradopodobieństwo wydarzenia jest postrzegane jako niskie. Konsumentowi nie będzie się nawet chciało poważnie zastanowić nad ryzykiem i pozyskać koniecznych do tego informacji, gdyż z góry postrzega ubezpieczenie jako nie warte zachodu (przypuszczalnie zmieniłby zdanie, gdyby te informacje uzyskał - ale ze względu na pierwotne uprzedzenie tego nie zrobi). Innymi słowy, racjonalną strategią dla niego jest wybór “irracjonalny” (tzn. nie przemyślany, etc.), gdyż koszty wyboru “racjonalnego” (koszty uzyskania informacji) postrzega jako wyższe niż korzyści.

Wcześniejsze badania pokazały, że konsumenci wydają sie niezdolni do rozróżnienia między różnymi wartościami prawdopodobieństwa, jeżeli postrzegają je jako małe (tzn. 1 na 100 tys. nie różni się dla nich od 1 na 10 milionów). Jeśli jest to prawda, to twierdzenie to wspiera konkluzje z modelu Kunreuthera-Pauly’ego przedstawione w poprzednim akapicie.

Kunreuther i Pauly proponują szereg środków mających na celu zwiększenie efektywności tego rynku. Przede wszystkim chodzi o dostarczenie konsumentom i firmom ubezpieczeniowym możliwie dokładnej informacji o prawdopodobieństwie wystąpienia danego rodzaju katastrofy. Oprócz tego, autorzy proponują sprzedawanie pakietów ubezpieczeń obejmujących więcej niż jeden rodzaj katastrofy, żeby zwiększyć postrzeganą przez konsumenta użyteczność.

Czasami jednak można odnieść wrażenie, że firmom ubezpieczeniowym (zakładom ubezpieczeń) nie zależy na oferowaniu polis od wydarzeń o niskim prawdopodobieństwie i zarazem powodujących wysokie szkody. Autorzy wskazują na niedoskonałośc rynków kapitałowych i regulacje składek ubezpieczeniowych jako przyczyny. O ile ta druga nie budzi wątpliwości, to mam wątpliwości, co do nazewnictwa tej pierwszej. Dlaczego niedoskonałością rynków kapitałowych nazywać sytuację, w której firma ubezpieczeniowa ma problem z pozyskaniem kapitału na wypłacenie dużej ilości odszkodowań ze względu na wystąpienie katastrofy? Jak dla mnie wygląda to bardziej na przykład pokusy nadużycia - prawdopodobieństwo jest małe, więc nie potrzebujemy trzymać aktywów “na wszelki wypadek” - ale kiedy wydarzenie sie zmaterializuje, to wtedy mamy case AIG - ratujcie nas, bo jesteśmy niewypłacalni.

Wydaje mi się, że konserwatywnie działająca firma ubezpieczeniowa powinna być uprzedzona przeciwko ubezpieczaniu skorelowanych szkód powodowanych przez jedno wydarzenie (tzn. przy ustalaniu wysokości składek i wewnętrznych zasad płynności mylić się raczej po bezpiecznej stronie). Jeśli się pomyli w jedną stronę - stanie się niewypłacalna w sytuacji wystąpienia katastrofy, jeśli się pomyli w drugą - nie pozyska klientów. Mówi się trudno, to jest biznes, a nie pomoc społeczna.

Related