O wstrzemięźliwości Trybunału Konstytucyjnego w sprawie o wyborze sędziów TK
Jak się dziś dowiedzieliśmy, Trybunał Konstytucyjny umorzył postępowanie w sprawie z wniosku grupy posłów PO o zbadanie konstytucyjności dziesięciu uchwał Sejmu: pięciu (z 25 listopada 2015 r.) deklarujących nieważność wyboru sędziów TK przez Sejm poprzedniej kadencji oraz pięciu (z 2 grudnia 2015 r.) o wyborze nowych sędziów TK. Postanowienie TK (U 8/15), którego lekturę polecam, jest przekonywające. Zgłoszone głosy odrębne (w tym głos Prezesa TK, sędziego Andrzeja Rzeplińskiego), mówiąc oględnie, przekonywające nie są. Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony zarówno treścią Postanowienia, jak i samym faktem, że siedmiu sędziów TK wykazało się godną podziwu wstrzemięźliwością. Wstrzemięźliwością, która swoiście przystoi urzędowi sędziego. Wstrzemięźliwością, która uzasadnienie znajduje w tym, że władza sądów ma prawne granice oraz że brak ustrojowej nadrzędności Sejmu nie pociąga za sobą nadrzędności sądów.
Zgadzam się z Trybunałem (s. 28-29), że argumenty obecnego obozu rządzącego o nieważności wyboru wszystkich pięciu sędziów przez Sejm poprzedniej kadencji są ‘nietrafne’. Nie jest prawdą, wbrew temu co stwierdził dziś Minister Zbigniew Ziobro, że ‘TK potwierdził dziś de facto legalność wyboru 5 sędziów’. Mówiąc dosadnie: ponowny wybór 2 grudnia odbył się z naruszeniem prawa, przynajmniej co do trzech sędziów.
W tym kontekście, godne podziwu jest to, że istotna większość sędziów Trybunału nie poszła dalej i nie zdecydowała się pójść za namową części środowisk prawniczych i ‘wykroić’ dla Trybunału nowej kompetencji, której Trybunał do tej pory nie posiadał. To jest, kompetencji do oceny ‘konstytucyjności’ aktów Sejmu, które nie są przepisami prawa, nie są aktami normatywnymi. (A za takie, wbrew temu co twierdzi Prezes Rzepliński, uchwał o wyborze uznać nie można). Gdyby Trybunał zdecydował się na ten krok, z pewnością wielu by temu przyklasnęło. Trudno uniknąć wrażenia, że niektórzy prawnicy w innym kontekście mieliby poważne wątpliwości co do istnienia takiej kompetencji. Jednakże w obecnej sytuacji ci sami prawnicy wątpliwości te łatwo w sobie stłumili racjonalizacją w postaci swoistej ‘wyższej konieczności’.
Wiem, że może się wydawać trudne do zaakceptowania, że z samego faktu naruszenia prawa przez jedną z władz (ustawodawczą, wykonawczą) nie wynika ‘automatycznie’, że władza sądownicza może fakt naruszenia prawa stwierdzić, w jakiś sposób sytuację naprawić, a najlepiej to jeszcze ukarać winnych na dokładkę. Taki stan rzeczy nie jest jednak zawsze niepożądany. Wiedzą o tym dobrze Brytyjczycy; choć prawdą jest, że na Wyspach uzasadnienie dla tego znajduje się w obcej polskiemu ustrojowi zasadzie absolutnej suwerenności Parlamentu. Nie trzeba jednak odwoływać się do nadrzędności władzy ustawodawczej, żeby zaakceptować zasadność ograniczenia władzy sądowniczej.
By władza sądownicza mogła swoją rolę pełnić, musi cieszyć się odpowiednim poważaniem w społeczeństwie (legitymacją). Nikt nie twierdzi dziś, że sędziowie mogą stosować prawo w sposób mechaniczny, w całości zdeterminowany treścią przepisów prawa. Naturalne jest, że język przepisów pozwala często na różne interpretacje. Ścieżkę do dokonania właściwej wykładni prawa, a przynajmniej takiej, której zgodnie ze sztuką prawniczą można obronić, wyznacza właśnie ta sztuka. I o ile często można spierać się co do właściwej wykładni, bezsprzecznie są takie interpretacje, których obronić się nie da. Sędziowie, gdy orzekają o granicach własnych kompetencji, powinni być szczególnie wstrzemięźliwi i tym bardziej trzymać się zasad sztuki, które mogą obronić wobec każdego prawnika - nie tylko takiego kto podziela ich polityczne poglądy. Gdy sędziowie orzekają o granicach własnych kompetencji, ryzyko podważenia autorytetu władzy sądowniczej jest wysokie. Myślę, że dobrze rozumieją to sędziowie Trybunału.
Nie powinno się wstrzemięźliwości sędziowskiej mylić ze słabością, strachem, lub służalstwem wobec innych władz. Obecny Trybunał swoją intelektualną niezależność od ekipy dziś rządzącej wykazał dobitnie w ostatnich wyrokach. Jeśli wczorajsi obrońcy Trybunału dziś obracają się przeciwko niemu, to nasuwa się pytanie o rzeczywiste motywacje tych ‘obrońców’. Z tym też pytaniem czytelnika pozostawię.