Tour de Pologne Amatorów 2011
Wczoraj miałem okazję po raz pierwszy uczestniczyć w amatorskim wyścigu kolarskim - Tour de Pologne Amatorów 2011 rozgrywanym na trasie odbywającego się tego samego dnia VI etapu Tour de Pologne ze startem i metą w Bukowinie Tatrzańskiej. Najkrócej mogę to wydarzenie podsumować w sposób następujący: świetna organizacja i zabezpieczenie trasy, budujący doping kibiców na drodze i wspaniała atmosfera wśród zawodników.
Co prawda do podium dużo mi brakowało (453 na 790 miejsce w kategorii OPEN, 109 na 173 w kategorii wiekowej 1981-1992), ale jak na debiut na tak trudnej trasie jestem zadowolony. Miejscami wręcz mordercze 56.6 km pokonałem w czasie 2:24:11 (średnia prędkość 23.55 km/h) - PDF z wynikami.
Sama mapa trasy niewiele mówi nie znającym tych okolic:
Wysokościówka daje już lepsze wyobrażenie walki, którą wczoraj toczyliśmy:
Dwa podjazdy - premie górskie I kategorii w Tour de Pologne - pod Ząb oraz pod Gliczarów Górny - zmusiły wielu zawodników do zejścia z rowerów. Szczególnie ten drugi podjazd, który miejscami miał do 25% nachylenia. Zawodowcy jadący po nas pokonywali go z prędkością 7 km/h! Jestem z siebie o tyle dumny, że całość trasy przejechałem, włącznie z tymi podjazdami. Chociaż nie ukrywam, że pod koniec drugiego podjazdu (Gliczarów) obawiałem się, że padnę z wyczerpania - a widok zawodników schodzących z rowerów przede mną tylko potęgował tę obawę.
Jak się okazało, o ile dobrze radziłem sobie na podjazdach, z łatwością wyprzedzając innych zawodników, moją słabą stroną są zjazdy. Trudno jest opisać przerażenie i świadomość niebezpieczeństwa czychającego za każdym 90-stopniowym zakrętem przy nachyleniu 20% i prędkościach sięgających 80 km/h. Na domiar złego już od pierwszych kilometrów zaczęły się wypadki, niektóre wyglądające bardzo groźnie. Ponieważ nie czuję się wystaczająco mocny w zakresie rowerowej akrobatyki, na zjazdach ścierałem klocki hamulcowe - ku mojemu przerażeniu z niezbyt dużym skutkiem (maksymalnie intensywne hamowanie zwalniało mnie w niektórych miejscach tylko do 45 km/h). Zjazdy są więc elementem techniki, który zdecydowanie muszę poprawić - tymczasem przez najbliższe tygodnie będą mi się śnić w koszmarach.
Polecam wszystkim tego typu imprezy, nie tylko jako sposób na spalenie ok. 2500 kalorii (takie spalanie miałem według Garmina 305) :)
Na razie wrzucam tylko jedno zdjęcie z samego startu (pierwszy z lewej) :) Po mojej koszulce można poznać, że jechałem w barwach klubu triatlonowego 12tri.pl.