Za czy przeciw jednomyślności w składzie sędziowskim?
Adam Liptak poruszył w The New York TImes bardzo ciekawy temat konfliktu między dążeniem przez sędziów Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych do kompromisu, pozwalającego na wydanie jednomyślnej decyzji, a dostrzeganą przez niektórych potrzebą bardziej odważnego orzecznictwa, które jest w praktyce możliwe jedynie przy formułowaniu koalicji 5 przeciwko 4.
Zgodnie z tradycją, Sąd Najwyższy USA liczy dziewięciu sędziów. Obecny skład osobowy sądu pozwala na budowanie koalicji “konserwatywnych” i koalicji “liberalnych” w czasie głosowania nad orzeczeniem w konkretnej sprawie. Niektórzy sędziowie (jak Antonin Scalia i Clarence Thomas) są dość przewidywalni, lecz niektórzy (jak Anthony Kennedy) są uważani za tzw. “swing votes” - zależnie od konkretnej sprawy potrafią przyłączyć się do jednej lub drugiej strony barykady. Dlatego trudno jest przewidzieć decyzje Sądu w bardziej kontrowersyjnych kwestiach.
Nawet sędziowie często w ostatnim momencie dowiadują się czy są w większości, czy też w mniejszości. Wyjaśnia to fakt, że czasami zdania odrębne (“dissents”) są bardzo obszerne i wręcz wyglądają jakby były pisane jako opinie większości, jednak ze względu na wynik głosowania takiej roli pełnić nie mogły. Warto zaznaczyć, że pod opinią większości - czyli wiążącą decyzją sądu - nie podpisuje się cały skład, lecz jedynie ci spośród sędziów, którzy się z nią zgadzają.
W sytuacji takiego podziału ideologicznego w składzie Sądu możliwe są dwie podstawowe strategie orzecznicze: (1) na siłę szukać kompromisu dążąc do jednomyślności lub (2) budować większość, nawet jeśli tylko 5-4.
Strategia pierwsza jest krytykowana za jakość decyzji jakie są rezultatem jej przyjęcia. Żeby wszyscy sędziowie byli gotowi pod decyzją się podpisać musi być ona na tyle ogólna i nieostra, by nie była w konflikcie z prywatnymi koncepcjami prawnymi i ideologicznymi wyznawanymi przez każdego z sędziów. Takie decyzje omijać będą kontrowersyjne problemy i uciekać się będą do technicznych “sztuczek” by powiedzieć jak najmniej a jednocześnie rozsztrzygnąć konkretną sprawę zawisłą przed Sądem.
Strategia druga wyciąga na światło dzienne podziały i kontrowersje wewnątrz Sądu. Jednak w praktyce tylko jej przyjęcie pozwala sędziom na swoisty “aktywizm”, czyli dość odważną politykę orzeczniczą. Za przykład może posłużyć opisywana przeze mnie szeroko opinia większości w sprawie DC v Heller (zob. m.in. ten tekst), w której większość uznała podmiotowe prawo do posiadania i noszenia broni po raz pierwszy w jurysprudencji Sądu. Gdyby była to opinia jednomyślnego Sądu z pewnością temat ten został by ominięty, nawet gdyby rozstrzygnięcie w kwestii konstytucyjności kwestionowanego środka prawnego było takie samo.
Strategia “ostrożna” pozwala na uniknięcie nieprzewidzianych a jednocześnie potencjalnie bardzo poważnych konsekwencji, które orzeczenie Sądu Najwyższego może mieć dla orzecznictwa sądów niższych. Trudno jednak powiedzieć, żeby była kompatybilna z temperamentem sędziów zasiadających w tym szczególnym Sądzie. Podziały w Sądzie nie są dla nikogo tajemnicą, próba ich ukrycia poprzez nic nie mówiące jednomyślne opinie prawdopodobnie nie może się udać.
Jedną z przyczyn, dla których taka strategia jest skazana na porażkę jest tradycyjne dążenie sędziów do pokazania własnej osobowości i zapisania się na kartach historii. To nie są niemal anonimowi sędziowie polskiego Sądu Najwyższego. Sędziowie Sądu Najwyższego USA cieszą się wręcz statusem “celebrytów”.
Dlatego też w przypadku opinii jednomyślnego Sądu zgłaszanych jest wiele zdań “przychylnych” (“concurrences”), w których sędziowie kwalifikują swoją zgodę z opinią większości, wprowadzając de facto duże zamieszanie w systemie prawa. Dlaczego? W sytuacji kiedy mamy do czynienia z opinią większości i zdaniami odrębnymi znacznie łatwiej jest wyróżnić zasadę prawną, którą przyjął Sąd. Ale kiedy pojawiają się “zakamuflowane zdania odrębne” sędziów, którzy formalnie podpisują się pod opinią większości, praktycy oraz sędziowie innych sądów mają często poważny problem z identyfikacją jasnej myśli stojącej za opinią jednomyślnego sądu.
Osobiście nie uważam wymuszanej jednomyślności za dobry pomysł. Fikcja zgody nie może zastąpić rzeczywistego porozumienia. Jeśli takie porozumienie jest niemożliwe, to nie powinniśmy się co do tego oszukiwać. Nie uważam też, że brak jednomyślności podważa autorytet Sądu - wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że bardziej autorytetowi szkodzi próba subtelnego zniekształcenia rzeczywistości przez przyjęcie takiej fikcji.